Z powodu ocieplenia klimatu frekwencja wysokiej kategorii huraganów będzie coraz większa – uważa prof. Kerry Emanuel z Massachusetts Institute of Technology. Roczny bilans tropikalnych cyklonów w ujęciu globalnym to statystycznie 10 tys. ofiar śmiertelnych i straty materialne na poziomie 700 mld dol. Do badań nad siejącym spustoszenie zjawiskiem naukowcy wykorzystują najnowszej generacji sprzęt, taki jak np. uruchomiony w 2016 r. system dedykowanych satelitów. Ale nie tylko. Coraz większą rolę w planowaniu ewakuacji ludności cywilnej i dostarczaniu pomocy humanitarnej odgrywa też zaawansowana analityka danych.
Ponad 300 km/h – taką prędkość osiągnął huragan Irma, który niedawno uderzył we wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Choć rozmiary zniszczeń były znaczne, głównie za sprawą lekkości amerykańskiego budownictwa, którego konstrukcję wiatr łatwo narusza przy prędkości 100 km/h i potężnej fali sztormowej uderzającej w ląd jak tsunami, to wielu ofiar udało się uniknąć. Szacuje się, że na Florydzie zginęło kilkadziesiąt osób. Biorąc pod uwagę skalę kataklizmu i fakt, że na wybrzeżu systematycznie przybywa ludności, to relatywnie niewiele. Aby przeciwdziałać znaczącym stratom, zarówno rząd, jak i przedsiębiorstwa coraz częściej sięgają po nowe technologie, w tym m.in. po zaawansowaną analitykę danych. Wiele wskazuje na to, że groźnych huraganów będzie coraz więcej, w tej sytuacji przeciwdziałanie ich ewentualnym skutkom wszystkimi dostępnymi sposobami, nabiera na znaczeniu.
Tropikalne cyklony niskiej kategorii, których jest statystycznie najwięcej, generują minimalne straty materialne. – 90 proc. wszystkich szkód spowodowanych jest przez huragany kategorii 3 lub większe. Kategorie 3, 4 i 5 to jedynie 13 procent wszystkich huraganów, które docierają na ląd. Od 1870 do 2016 było ich zaledwie 30 – twierdzi Kerry Emanuel, profesor meteorologii z MIT, który poświęcił swoje badania problemowi intensyfikacji cyklonów tropikalnych. Jego zdaniem z powodu ocieplenia klimatu, frekwencja tych najbardziej destruktywnych zjawisk będzie coraz większa, a rosnący poziom wód w oceanach sprawi, że na terenach przybrzeżnych, przejście takiego huraganu powodować będzie bardziej dotkliwe straty. Z danych przedstawionych przez International Disaster Database wynika, że globalne szkody spowodowane tropikalnymi cyklonami rocznie sięgają 700 mld dol., a z ich powodu ginie 10 tys. ludzi.
Nowe technologie w walce z żywiołem
Dla osób mieszkających na wybrzeżu rzetelna informacja o zbliżającym się huraganie podana z odpowiednim wyprzedzeniem to czasem kwestia życia lub śmierci. Doskonale rozumieją to władze Stanów Zjednoczonych, które nieustannie udoskonalają systemy ostrzegawcze i przeznaczają spore środki na programy badawcze. – Służby przygotowują alerty o bieżącym niebezpieczeństwie: fali powodziowej lub tornadzie, precyzyjnie dla określonego hrabstwa. Prognozują wtedy miejsce pojawienia się kataklizmu, a czasem też dokładną ścieżkę, po której przejdzie tornado, nawet z 40-minutowym wyprzedzeniem, co daje wystarczająco dużo czasu na przygotowanie. Alerty są wysyłane za darmo na komórki mieszkańców, a także pojawiają się na każdym włączonym odbiorniku telewizyjnym na danym terenie – wspomina Elżbieta Świerczyńska, tłumaczka z Warszawy, która w trakcie huraganu Irma przebywała w Jacksonville na Florydzie.
Sytuację na Oceanie Atlantyckim i wschodnim Oceanem Spokojnym obserwuje National Hurricane Center, meteorologiczna agencja rządowa, powołana do prognozowania i monitorowania tropikalnych cyklonów. Wspierają ją pokrewne organizacje takie jak Joint Typhoon Warning Center, czy Central Pacific Hurricane Center. Do śledzenia przewidywania i śledzenia cyklonów wykorzystują one Automated Tropical Cyclone Forecasting System – oprogramowanie, które na podstawie modeli klimatycznych i danych historycznych generuje prognozy dla monitorowanych zjawisk atmosferycznych. Stworzony w 1988 r. i rozwijany na przestrzeni lat system komputerowy wciąż jest najważniejszym narzędziem w służbie rządowej agencji. Na tym jednak nie kończy się technologiczny arsenał amerykańskich meteorologów. Od 2016 r. mają oni bowiem do dyspozycji supernowoczesne satelity, stworzone do badania huraganów. Irma była dopiero drugim cyklonem analizowanym za jego pośrednictwem. Cyclone Global Navigation Satellite System, bo taką nazwę nosi należący do NASA zespół 8 mikrosatelitarnych obserwatoriów, monitoruje powstawanie i rozwój sztormów w niespotykanych dotychczas detalach. CYGNSS zbiera m.in. dane o prędkości wiatru w miejscach występowania huraganów na całym globie, robiąc 32 pomiary na sekundę, w czym nie przeszkadza mu nawet intensywny deszcz, uniemożliwiający badanie prędkości wiatru innym meteorologicznym satelitom.
Nowy wymiar ewakuacji
Nim huragan wysokiej kategorii dotrze do wybrzeża, władze stanowe mnożą wysiłki, by jak najwięcej ludzi opuściło zagrożone tereny. Ewakuacja to skomplikowana procedura, która nigdy nie kończy się pełnym sukcesem. Dzieje się tak dlatego, że odsetek społeczeństwa każdorazowo lekceważy wytyczne organów zarządzających sytuacją kryzysową, nie zwracając uwagi na ostrzeżenia. Takie osoby pozostają w miejscu uderzenia huraganu na własną rękę, a lokalne służby nie mają obowiązku udzielania im pomocy. – Na ulicach Jacksonville panowała panika już 5 dni przed nadejściem huraganu. W sklepie można było znaleźć wszystko, prócz wody pitnej, która znikała z półek przed 9 rano. W poszukiwaniu paliwa musieliśmy odwiedzać kilka stacji benzynowych. Władze jednak odradzały ewakuację w przypadku północnych hrabstw Florydy. Najgorsze, co może się przydarzyć, to sytuacja, gdy ktoś wyjeżdża się ewakuować, a na autostradzie jest taki korek, że w trakcie jazdy kończy mu się paliwo. Wtedy huragan może ludzi zaskoczyć na środku drogi, w samochodzie, którym zaczyna przy tej prędkości wiatru rzucać. Dlatego przy ewakuacji 6 mln ludzi z południa Florydy, gdzie żywioł miał uderzyć pełną siłą, na północy radzili, że jak mamy miejsce schronienia w betonowym budynku, to lepiej żebyśmy nie wyjeżdżali na autostrady – mówi Elżbieta Świerczyńska.
Dzięki analityce Big Data postęp ewakuacji można monitorować na bieżąco, intensyfikując działania służb w miejscach, w których pozostało najwięcej osób. Mogean Inc, firma specjalizująca się w przetwarzaniu informacji z urządzeń mobilnych, postanowiła pomóc lokalnym władzom, gdy do USA zbliżał się huragan Matthew, biorąc na tapetę dane geolokalizacyjne. W ten sposób udało się jej określić, gdzie najczęściej udają się osoby opuszczające Florydę i Południową Karolinę. Data mainerzy wyodrębnili również miejsca, w których działania służb poskutkowały wysokim poziomem ewakuacji mieszkańców oraz takie, gdzie ze strony ludności brakuje zdecydowanej reakcji. – To geotrapping, czyli metoda polegająca na analizie danych geolokalizacyjnych. Coraz częściej wykorzystuje się ją w reklamie internetowej. Na podstawie tego typu danych można dotrzeć do użytkowników, którzy na przykład uczestniczyli w konkretnym wydarzeniu kulturalnym, pracują w określonej lokalizacji lub biegają wieczorami. Takie informacje mogą być bardzo cenne, bo pozwalają dotrzeć do wąskiej grupy odbiorców, a w zestawieniu z innymi informacjami dają ogromne możliwości. Co ciekawe, geotrapping wykorzystuje się także do analizy zachowań podczas klęsk żywiołowych – tłumaczy Piotr Prajsnar z Cloud Technologies, jednej z największych na świecie hurtowni danych o zachowaniach i preferencjach internautów. Prowadzona przez niego spółka analizuje ponad 9 mld anonimowych profili użytkowników sieci, z czego spora część to dane pochodzące z urządzeń mobilnych.
Podczas analizy zachowań osób dotkniętych kataklizmem wykorzystano także analizę danych z aplikacji zainstalowanych na smartfonach. Co się okazało? Prawdziwą furorę zrobiła GasBuddy – aplikacja z adresami stacji benzynowych i cenami paliw. Korzystający z niej kierowcy mogli ominąć obiekty z wyczerpanymi zapasami paliwa i obrać za cel stacje, na których wciąż można było zatankować. Użytkownicy smartfonów chętnie sięgali również po Zello, ulubiony program kierowców Ubera i taksówkarzy. Imitująca walkie-talkie aplikacja odegrała istotną rolę podczas akcji ratowniczych, gdy nad Teksasem przeszedł huragan Harvey. Od tamtej pory stała się ona podstawowym narzędziem do komunikacji pomiędzy mieszkańcami terenów dotkniętych klęskami żywiołowymi.
Walmart w gotowości
By przygotować się na nadejście kataklizmu, z analityki Big Data korzysta nie tylko administracja państwowa, ale i firmy. Taka strategia może być korzystna nie tylko dla podmiotów ją realizujących, lecz również dla konsumentów i całego otoczenia. Doskonałym przykładem takiego postępowania jest amerykańska sieć supermarketów Walmart, które podczas sytuacji kryzysowych stają się ośrodkami spotkań lokalnych społeczności. Firma doskonale rozumie swoją rolę i aby lepiej reagować na klęski żywiołowe wykorzystuje data science i swój rozbudowany łańcuch dostaw. Wszystko po to, by zapewnienie towaru na półkach w razie powodzi lub huraganu nie było większym wyzwaniem. Gdy huragan Matthew zmierzał w kierunku Florydy, analitycy danych z Walmart dokładnie przeanalizowali historię zakupów, których dokonano na terenach objętych ewakuacją podczas wcześniejszych cyklonów. W ten sposób udało się im przewidzieć, jakie produkty będą najczęściej kupowane przez konsumentów. Następnie sieć supermarketów aktywowała łańcuch dostaw, by zapewnić odpowiednie zapasy w placówkach położonych we wschodniej części Florydy. Nim cyklon uderzył w wybrzeże, amerykański gigant spożywczy umieścił w supermarketach dodatkowych pracowników, a pod numerem obsługi klienta telefony odbierał specjalny zespół wolontariuszy. – Chcemy w pełni wykorzystać wiedzę o tym, w jaki sposób nasi klienci zachowują się podczas każdego rodzaju wydarzenia, tak by móc to przewidzieć, przygotować się i oczekiwać. Stworzyliśmy elastyczny i adaptacyjny system, który pozwala nam odpowiadać na ich potrzeby w niepowtarzalny sposób – przekonuje Georgi Gospodinov, data scientist w Wal-Mart Stores Inc.
Według Grzegorza Sielewicza, głównego ekonomisty Coface w Regionie Europy Centralnej, łączny koszt pogodowych kataklizmów szacowany jest na ok. 1 bilion dolarów, a tylko w jednym kwartale z powodu gwałtownych śnieżyć, PKB Stanów Zjednoczonych zmniejszyło się o prawie połowę. Straty, jakie zanotowało największe mocarstwa świata pokazuje, jak ogromny wpływ na gospodarkę ma pogoda. Tymczasem eksperci ostrzegają, że z powodu ocieplenia klimatu do Brazylii, Chin i na południe USA mogą powrócić groźne choroby, takie jak np. malaria. Taki scenariusz może mieć dewastujący wpływ na regionalną gospodarkę, powodując masową imigrację z zakażonych terenów. Wiele więc wskazuje na to, że z dobrodziejstw Big Data korzystać się będzie coraz częściej.