Big Data to coś więcej niż fenomen marketingowy. Z analityki danych korzysta dziś nawet telewizja, tworząc popularne programy o tematyce miłosnej. Jest ona również silnikiem, napędzającym portale i aplikacje randkowe. Miłość zapisana w megabitach stała się domeną społeczeństwa informacyjnego. Spośród 54 mln singli w Stanach Zjednoczonych blisko 40 mln zarejestrowanych jest na najpopularniejszych serwisach randkowych. Co roku walentynki świętuje większy odsetek par, które nie poznały się w barze, na studiach czy w pracy, lecz przez internet.
E-randki to już norma?
Dzięki wykorzystaniu danych rynek aplikacji i serwisów odpowiedzialnych za randkowanie online z upływem 2016 roku miał przekroczyć poziom 2,3 mld dolarów. Spośród 54 mln singli w Stanach Zjednoczonych, blisko 40 mln zarejestrowanych jest na najpopularniejszych serwisach randkowych, takich jak Match.com, OKCupid czy eHarmony. Średnio na randkowaniu online spędzają 12 godzin w ciągu tygodnia. W Stanach Zjednoczonych z analityki Big Data do odszukania swojej drugiej połówki regularnie korzysta 1 na 18 dorosłych osób. 41 proc. Amerykanów ma w swoim otoczeniu znajomego, który korzystał z e-randek, a niemal co trzeci (29 proc.) zna parę, która poznała się przez internet i jest ze sobą w dłuższym związku.
Jak działa internetowa swatka?
Te statystyki przytacza amerykańska firma Match.com, wykorzystująca wielkie zbiory do parowania ze sobą szukających miłości użytkowników. Proces ten jest możliwy dzięki analizie profili behawioralnych osób zarejestrowanych w serwisie. Pod uwagę bierze się informacje o ich zainteresowaniach, wieku, płci, pochodzeniu, a także wyobrażeniu idealnego partnera. Przetwarza je specjalny algorytm, który następnie podsuwa propozycje odpowiednich kandydatów na „drugą połówkę”.
Gdzie szukać miłości w sieci?
Największym graczem na rynku randkowych aplikacji jest Tinder z ponad 100 mln użytkowników (styczeń 2016 r.). Doskonale radzą sobie również klasyczne portale przeznaczone do nawiązywania znajomości. Dominująca w Polsce Sympatia.pl posiada ok. 2 mln użytkowników.
Z zagranicznych serwisów na uwagę zasługuje eHarmony.com. Platforma zebrała całkiem pokaźną liczbę danych: ponad 4 Terabajty informacji o zakochanych (nie wliczając w to zdjęć), które odpowiednio przetwarza i wykorzystuje do swatania ludzi. W efekcie, średnio 542 użytkowników eHarmony bierze ślub każdego dnia, a ponad 565 tysięcy par pozostaje w szczęśliwych związkach małżeńskich od momentu poznania się na portalu. Dzięki analityce danych oraz algorytmom typu „compatibility matching” serwis chwali się, że znalezienie idealnego partnera zajmuje tu mniej niż 12 godzin.
Zdaniem Łukasza Kapuśniaka z Cloud Technologies, największej w Europie hurtowni danych o preferencjach i zainteresowaniach internautów, wszystkie wymienione wyżej serwisy korzystają z dużych zbiorów danych oraz mniej lub bardziej zaawansowanych algorytmów do ich przetwarzania. – Mamy tu do czynienia z mechanizmami doskonale znanymi analitykom Big Data. Serwisy randkowe w swoich analizach używają tzw. profili behawioralnych. Z tak połączonych danych korzysta się również, by np. dopasować reklamę internetową do odbiorcy, który ma dzięki temu większą szansę się nią zainteresować niż pozostali internauci do których trafia reklama nieprofilowana. Hurtownie Big Data zbierają np. anonimowe dane o użytkownikach sieci i gromadzą informacje o ich aktywności online, zainteresowaniach czy decyzjach zakupowych. Ze zgromadzonych danych tworzy się profile, które pozwalają firmom dokładnie poznać swoich klientów a następnie kierować do nich precyzyjne komunikaty marketingowe. Różnica pomiędzy randkami a reklamą jest taka, że jednego banneru nie przypisuje się do odbiorcy na całe życie, a ślub nawet z najlepiej dopasowaną kreacją reklamową, choć niewątpliwie kuszący, byłby światowej skali ewenementem. Jednak relacja klient-marka może czasem przypominać romans. Tak jak w stosunkach międzyludzkich, wierność i zaangażowanie są wysoce pożądane – tłumaczy żartobliwie Kapuśniak.
Miłość, kłamstwa i algorytmy
Analityka Big Data pozwala również łatwo zdiagnozować kłamstwa i kłamstewka, po jakie najczęściej sięgamy w procesie czarowania drugiej osoby. Według raportu badaczy danych z Uniwersytetu w Berkeley, 60 proc. osób randkujących online kłamie o ich wadze, 48 proc. dodaje sobie kilka centymetrów do wzrostu, a 19 proc. podaje nieprawdziwe informacje o wieku. Kłamiemy również w kwestii naszych przychodów (podając z reguły pensję o 20 proc. wyższą niż faktycznie jest), kłamstwo fotografii (zamieszczamy stare zdjęcia, na których jesteśmy młodsi, szczuplejsi i piękniejsi) oraz kłamstwo orientacji seksualnej (użytkownicy deklarujący się jako biseksualiści często interesują się tylko jedną, konkretną płcią).
– Problem z nieprawdziwymi danymi lub przestarzałymi danymi to dla analityków żadna nowość. Jeśli np. Tinder korzysta z profili użytkowników na Facebooku, by dopasować do nich odpowiednich kandydatów, to należy wziąć pod uwagę element autokreacji w mediach społecznościowych. To samo tyczy się profili na portalach randkowych. Ich twórcy chcą zaprezentować się jak najlepiej, naginając rzeczywistość lub kreując się na osoby, którymi zwyczajne nie są. Dlatego ważne jest, by czerpać dane z wielu źródeł i aktualizować je tak często, jak to tylko możliwe. Analiza takich zbiorów wykonana przy pomocy inteligentnych algorytmów daje nadzwyczajne rezultaty. Przede wszystkim w biznesie, choć w miłości również okazuje się całkiem pomocna – tłumaczy Łukasz Kapuśniaki z Cloud Technologies.