Dlaczego warto zastanawiać się nad swoją duchowością i ją rozwijać?

Prawdziwe spełnienie ma swoje źródło w osobistej relacji z Chrystusem. Ma ona swój początek gdy przychodzimy do Niego świadomi swoich grzechów i niedoskonałości, zdecydowani by uczynić Go naszym Panem. Wtedy przyjmujemy od Boga dar zbawienia – dla nas jest darmowy, lecz Jezus opłacił go swoją krwią. Na krzyżu dokonała się wymiana. Chrystus wziął na siebie nasze grzechy, by obdarzyć nas swoją sprawiedliwością. Zabrał choroby, by dać nam uzdrowienie. Gdy staje się naszym Królem, Bóg nie patrzy już na nas przez pryzmat naszych własnych dobrych czy złych uczynków. Baranek bez skazy staje się naszą sprawiedliwością. Na tym polega piękno zbawienia. Nie możemy zapracować na nie swoimi uczynkami. Możemy jedynie otrzymać je przez wiarę. Gdy to zrobimy, otwiera się przed nami nowa rzeczywistość. Bóg staje się kimś bliskim – przyjacielem, z którym możemy mieć na co dzień relację, rozmawiać i doświadczać jego miłości. Pismo święte staje się dla nas żywe, a czytając je zbliżamy się do naszego Stwórcy. W tym wszystkim najważniejsza jest autentyczność. Nie chodzi o to, by klepać formułki, odprawiać rytuały i kultywować ludzkie tradycje – te rzeczy to martwe zamienniki dla Ducha Świętego, a to właśnie dzięki Niemu możemy doświadczać Boga każdego dnia i nie potrzebujemy do tego żadnych pośredników. Według listu św. Pawła do Efezjan w Chrystusie zostaliśmy pobłogosławieni wszelkim błogosławieństwem nieba. Niczego więcej nam nie trzeba. W nim mamy wszystko, a za sprawą Ducha Świętego możemy czerpać z tego wiecznego źródła nieustannie.

Co myślisz o obecnej formie nauki religii w szkołach? W jaki sposób powinny być edukowane dzieci w zakresie duchowości?

Czy  możemy spodziewać się dobrych rezultatów, gdy teoretycy uczą teoretyków? Nie chodzi mi o to, by krytykować katechetów – to  z pewnością wspaniali ludzie, którzy poświęcili się słusznej sprawie. Skończyli studia, mają głowy napchane wiedzą i sumienie starają się ją przekazać. Zazwyczaj jednak kończy się to tak, że dzieci uczą się na pamięć Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i kilku innych popularnych modlitw. Przedstawia się im listę zakazów i nakazów, których przekroczenie grozi w najlepszym wypadku wieloletnią odsiadką w czyśćcu. Gdy jest się w młodym wieku taki przekaz mocno oddziałuje na wyobraźnie, lecz nie jest w stanie zbudować trwałego fundamentu. Bywa, że gdy dziecko dorośnie, Bóg kojarzy mu się jedynie z lękiem i ograniczeniami, a przecież nie o to chodzi. Takie skojarzenia prowadzą jedynie do buntu, tworzą zakłamany obraz Boga i w żaden sposób nie pomagają się do Niego zbliżyć. Zupełnie inne podejście widzimy na prowadzonych przez wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym kursach typu „Filip” przygotowujących do Bierzmowania, gdzie kładzie się nacisk na doświadczanie bliskości Jezusa i budowanie z Nim relacji. Pragnienie bożego działania i otwartość na Ducha Świętego przekłada się na liczne i autentyczne nawrócenia. To dobry kierunek. Więcej Boga, a mniej człowieka i całego jego „intelektualnego dorobku” – taka jest moja recepta.