Jeszcze niedawno polska wieś masowo pustoszała, gdy wszyscy jej mieszkańcy ruszali do najbliższego miasta szukać w poszukiwaniu nowych możliwości. Dzisiaj natomiast przeżywa renesans. Obok gospodarstw i niewielkich wiejskich sklepików masowo budują się nowe domy. Nieraz jest to długotrwały proces – budowa trwa całymi latami, w miarę jak właścicielowi przybywa funduszy. Co sprawia, że tak wiele osób tak wytrwale ucieka od miast?

To zazwyczaj dorośli, które całe swoje dotychczasowe życie spędzili w miastach. Przeszli już etap, na którym życie nieustannie domaga się wyrzeczeń („Póki nie spłacę kredytu…”, „Dopóki dzieci nie urosną…”, „Dopóki nie odłożę…”) i zaczęli żądać czegoś więcej. Tym „więcej” najczęściej okazuje się spokój, którego im wcześniej brakowało, a to trop, który wiedzie bezpośrednio na wieś, nierzadko idealizowaną w głowie polskiego mieszkańca miasta.

Wszystkiego za dużo                                                                                                    

Na pierwszy rzut oka wieś może faktycznie wydawać się sielanką, zwłaszcza w oczach człowieka, które całe dotychczasowe życie spędził, śpiesząc się z jednego miejsca do drugiego. Miasto oznacza możliwości, ale też hałas, zgiełk i dużą dozę chaosu. Dodatkowo wielu osobom stres codziennego życia kojarzy się bezpośrednio z otoczeniem, w którym go doświadczają. I to może właśnie tutaj leży problem.

Wyprowadzka na wieś po wielu latach stresu często jest całkiem dosłowną ucieczką. Ludzie, którzy decydują się na taki krok, tak bardzo chcą zostawić za sobą dotychczasowy stres i rutynę, że mają tendencję do ignorowania problemów, które nieuchronnie pojawią się wraz z tak dużą zmianą. Długie dojazdy, mniej możliwości rozrywki i utrudniona komunikacja z całym dotychczasowym kręgiem towarzyskim wydają się małą ceną za spokój, bliższy kontakt z naturą i relatywną ciszę – przynajmniej na początku. Z czasem rzeczywistość zaczyna doganiać marzenia i okazuje się, że wiejski domek, mimo że miał stanowić azyl przed zgiełkiem, tak naprawdę wymaga dużego nakładu pracy, często wcale nie spełniając wyidealizowanych oczekiwań.

Specjaliści twierdzą, że problemem są właśnie wygórowane oczekiwania. Działa tutaj zasada kontrastu: skoro kojarzymy nasze własne poczucie nieszczęścia z jednym miejscem, to wyobrażamy sobie, że jego zmiana wpłynie również na naszą satysfakcję z życia. Tymczasem ani miasto, ani wieś nie są uniwersalnym azylem dla nikogo. Niezależnie od rozmiarów miejscowości, każda żyje według własnego rytmu i ma swoją własną specyfikę. Mieszkańcy wsi narzekają na odległość od wszystkiego i brak możliwości budowania kariery. Mieszkańcy miast – na chaos i zabieganie. Może szukanie na oślep swojego idealnego miejsca nie jest dobrym rozwiązaniem?

Oswoić bestię

Przede wszystkim należy rozgraniczyć, co naprawdę nas zniechęca w mieście. Jeśli wściekamy się codziennie na te same rzeczy, to może jest jakiś element codziennej rutyny, który należy zmienić? Wina złego samopoczucia często leży gdzieś głębiej i to z nią należy się rozprawić. Wyprowadzka za miasto przypomina trochę wylanie dziecka z kąpielą: koszty takiej terapii często okazują się zdecydowanie za wysokie w porównaniu do potencjalnych zysków.

Relaks niekoniecznie znajdujemy w tym, co różni się od naszego codziennego życia. Wiele badań dowodzi, że jest właśnie odwrotnie: to zdolność do znajdywania przyjemności w każdej chwili przekłada się na życiową satysfakcję. Nie ma więc uniwersalnych przepisów na szczęście. Dobra wiadomość jest taka, że to umiejętność, której jak najbardziej można się nauczyć.

Sztuka szukania przyjemności w codzienności to kwestia dostrzegania małych szczegółów. Zbyt często nasze myślenie zbacza w stronę „Będę szczęśliwy, gdy znajdę pracę/dostanę awans/rozpocznę nowy związek/kupię własne mieszkanie”. Tymczasem takie warunkowanie własnego szczęścia donikąd nie prowadzi: szybko okazuje się, że zawsze jest kolejna poprzeczka i kolejny stopień, na który można wejść.

Odpowiedzią jest szukanie prostych przyjemności na co dzień. Oczywiście ciężko oczekiwać, by np. praca, która jest źródłem stresu, nagle zamieniła się w sielankę, ale można odczarować inne aspekty codziennego życia, nad którymi mamy większą kontrolę. Samodzielne przygotowanie ulubionego posiłku, rozpoczęcie dnia dziesięć minut wcześniej z dodatkowym czasem na rozmowę przy śniadaniu, przesiadka z auta na rower i odkrycie nowych zakamarków w mieście – na przykład takich, gdzie wcale nie jest tak głośno ani nie ma zbyt wielu ludzi. Niektóre rowery miejskie, na przykład marki Le Grand, były specjalnie projektowane z myślą o codziennych przejażdżkach i eksplorowaniu miejskich ścieżek. Na to wszystko pozwala miasto i to wszystko stanowi sposób na odkrycie drobnych przyjemności.

Metoda małych kroków

Mimo że ucieczka na wieś kusi, nie zawsze jest dobrym wyborem, zwłaszcza dla osób w jakiś sposób od miasta uzależnionych. O ile freelancerzy i osoby gotowe związać się z wiejskim trybem życia mogą nie tylko odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale faktycznie sięgnąć ideału, o tyle znakomita większość mieszczuchów powinna zastanowić się kilka razy, w czym naprawdę leży problem. W końcu detoks nigdy nie polega na pojedynczej akcji – a często jest właśnie efektem długotrwałej zmiany. Miasto, tak jak i wieś, ma swoje wady i zalety. Warto się upewnić, że w ramach życiowej rewolucji nie straci się czegoś naprawdę cennego.

Źródło: La Grand