Zaczęło się od Światowych Dni Młodzieży w Madrycie w 2011 r. Miałam 19 lat i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Moi znajomi również się tam wybierali, ale ja postanowiłam, że jadę sama, odłączam się od ludzi których znam i zobaczymy co przyniesie los. I to jest pierwsza kwestia – na wolontariat warto pojechać samemu. Spędzić trochę czasu ze sobą, otworzyć się na innych, zgubić w obcym kraju, odkryć jak pomocni są obcy ludzie na całym świecie. Poznać siebie.
Na koniec świata
Minęły dwa lata, w lipcu 2013 roku miały miejsce kolejne Światowe Dni Młodzieży – tym razem w Rio de Janeiro. Jadę! 2,5 tygodnia w Brazylii – wspaniale! Było mi mało, dlatego postanowiłam, że pojadę również na wolontariat Global Citizen organizowany przez AIESEC. Znalazłam projekt dla siebie – zajęcia kulturowe z młodzieżą w São Luis – mieście, o którym nie wiedziałam nic. Idealnie! Plecak znów spakowany, tym razem zupełnie sama, nie znając nikogo w Brazylii wsiadłam w samolot i rozpoczęłam najwspanialszą podróż swojego życia.
Światowe Dni Młodzieży były niesamowite. Praca z ludźmi z Ameryki Południowej nauczyła mnie cierpliwości i wyrozumiałości, sprawiła też, że zmieniłam swoje podejście do życia. Z tym, że na wolontariacie do takich przemyśleń nie dochodzi się spacerując po mieście czy pijąc kawę. Na wolontariacie widzi się prawdziwy kraj, prawdziwych ludzi, prawdziwe problemy. Z Rio pamiętam przede wszystkim nie figurę Jezusa i Copacabanę. Pamiętam, jak po wyjściu z lotniska widziałam dzieci bawiące się w kontenerze ze śmieciami, pamiętam widok faveli (brazylijskich slumsów) i roześmiane twarze ludzi, żyjących w warunkach, których my nawet nie umiemy sobie wyobrazić. Oczywiście widziałam przeraźliwą biedę w Polsce, wiedziałam o biedzie w Brazylii, ale to co zobaczyłam mnie przerosło. A największe wrażenie na mnie wywarło podejście do życia ludzi. Byli biedni, chorzy i mieli mnóstwo powodów do tego, żeby się załamać i poddać. A oni cieszyli się życiem i tą radością zarażali. Zawsze uważałam się za osobę optymistyczną, przy Brazylijczykach zrozumiałam, że nie mam pojęcia czym jest radość z życia. I kiedy myślałam, że już więcej się o sobie dowiedzieć nie można, że nauczyłam się już od Brazylijczyków wszystkiego co mogłam, pojechałam do São Luis.
Wyspa miłości
Tak nieoficjalnie mówi się o São Luis, mieście, którego mieszkańcy odmienili moje życie. W ramach wolontariatu pracowałam w dwóch szkołach, gdzie prowadziłam zajęcia językowe i uczyłam angielskiego. Przed wyjazdem bardzo się tego bałam, nie uważałam, żeby moja wiedza była wystarczająca. A tam okazało się, że siedemnastolatkowie nie potrafią po angielsku powiedzieć nic. Radości na ich twarzach pod koniec zajęć nigdy nie zapomnę. Zdałam sobie sprawę jak wiele leży w moich rękach. Poświęciwszy komuś kilka godzin, tak naprawdę być może otwieram mu drzwi do wyższej edukacji i lepszej pracy.
wolontariat nie tyle zmienia człowieka,
ile pozwala mu odnaleźć siebie
Dodatkowe korzyści
Okazało się, że uwielbiam uczyć. Przygotowywanie zajęć sprawiało mi ogromną radość, a ich prowadzenie było czystą przyjemnością. Ale to nie ja byłam najlepszą nauczycielką. To moi uczniowie pokazali mi świat. Na wolontariacie zrozumiałam, że swoją przyszłość chcę związać z pracą z dziećmi i młodzieżą. Najzwyczajniej w świecie odkryłam swoją pasję. Kolejnym wyzwaniem było porozumiewanie się z ludźmi. Poziom znajomości angielskiego był bardzo niski. Więc nie mając wyjścia nauczyłam się portugalskiego. Poprawił się też mój hiszpański, ponieważ pracowałam z Kolumbijkami i Argentynką. Okazało się, że w siedem tygodni można nauczyć się języka o wiele lepiej niż przez kilka lat w szkole językowej.
Nowa ja?
Świadoma siebie, bardziej cierpliwa i otwarta na świat, weselsza, spokojniejsza – taka wróciłam z Brazylii. Podszkoliłam swoje umiejętności w trzech językach, nauczyłam się działać w międzynarodowym zespole, wiem jak pracować z dziećmi i młodzieżą, mam za sobą pierwsze doświadczenie edukacyjne. Zobaczyłam świat i zrozumiałam, ile możemy się nauczyć od każdej osoby którą spotykamy. Stałam się jeszcze bardziej żądna wiedzy. Nowa ja? Wszyscy twierdzą że się zmieniłam, ja mam wrażenie że wróciłam do siebie sprzed lat. Że jestem taka, jaka byłam jako dziecko. Otwarta, wesoła, pewna siebie. Sądzę że wolontariat nie tyle zmienia człowieka, ile pozwala mu odnaleźć siebie.
Sposób na szczęście
A jak to się ma do mojej pracy? Nie boję się wyzwań, aktualnie mimo braku wcześniejszego doświadczenia zajmuję się marketingiem w międzynarodowej organizacji, pracuję z ludźmi z całego świata, bariery językowe nie są dla mnie żadną przeszkodą. Jestem otwarta na wiedzę i ludzi. Moi przyjaciele z wolontariatu po powrocie zaczęli robić to, o czym zawsze marzyli. Bez problemu znaleźli pracę tam, gdzie chcieli. Bo poznali siebie, nauczyli się kapitalizować na swoich mocnych stronach i doskonalić to, z czym sobie nie radzą. Odmienieni, z ogromnym zapleczem wiedzy i przede wszystkim praktycznym doświadczeniem. Tacy są ludzie po wolontariacie zagranicznym. Wymarzeni pracownicy, ale co ważniejsze, szczęśliwi ludzie.
Źródło zdjęcia: www.freepik.com