Moje myśli często kierują się w stronę systemu edukacji w naszym pięknym nadwiślańskim kraju. Wiele osób rozważa tę kwestię, bo to temat “na topie”. Bardzo często można przeczytać artykuły o nowych metodach edukacji i wykorzystaniu nowoczesnych narzędzi w tym procesie, powstało też wiele książek o rozwoju osobistym, sposobach uczenia itp… jednym słowem edukacja 2.0 w natarciu.
Dzisiaj jednak chciałbym poruszyć temat z zupełnie innej strony. Skupić się na tym nie jak się uczymy, ale czego się uczymy. Za bardzo przyzwyczailiśmy się do kładzenia nacisku na formę, a za mało na treść. Nie zamierzam tutaj dywagować na temat czy ten pisarz jest lepszy od innego i czy te wiersze są bardziej patriotyczne od innych. Listy lektur zmieniają się wraz ze zmianą opcji politycznej w naszym kraju i tego tematu lepiej nie poruszać jeżeli nie chce się wywołać kłótni pomiędzy zwolennikami tej czy innej partii politycznej. Moją uwagę przykuły natomiast rzeczy których się nie uczymy, bo… “nie ma na nie czasu w podstawie edukacyjnej”. Jest to dość ciekawe, ponieważ młodzi ludzie spędzają na nauce wiele, wiele lat. Sam przechodziłem ten proces przez niemal 18 lat. Podstawówka, gimnazjum, liceum, inżynierka i magisterka – kupa czasu. Czy przez ten okres nauczyłem się czegoś wartościowego? Jak najbardziej, jednak śmiem twierdzić, że wiele rzeczy można by było zrobić znacznie lepiej. O co chodzi? Już wyjaśniam…
Parę dni temu odwiedziłem stronę mojej starej szkoły. Jeden z wpisów mówił dumnie że odbyła się “Klasówka Powstańcza”. Jednym z przytoczonych pytań było “Główna siedziba Niemieckiego Komisariatu Plebiscytowego znajdowała się w… ”. No i coś mnie ruszyło. Nie chcę negować ważności ani tego ani żadnego innego powstania w naszym kraju, ale czy to naprawdę jest wiedza, którą muszą posiadać dzieci w wieku szkolnym? Wydaje mi się że takie szczegóły powinny być uczone na wyższych studiach, a nie w gimnazjum. Fajnie, że szkoła obchodzi jakieś ważne wydarzenie w ten nietypowy sposób, organizując konkurs historyczny, jednak szkoda że taka wiedza jest promowana względem innej, znacznie bardziej przydatnej w życiu. Jakiś czas temu przeprowadzałem wywiad z tegorocznymi maturzystami i absolwentami Geek Factory i poruszyliśmy dokładnie ten sam wątek. Jakich przedmiotów brakuje w procesie edukacji, bo zostały wyparte przez mniej istotną wiedzę? Oczywiście wiele osób może się oburzyć że nie można twierdzić że jakaś wiedza jest bardziej lub mniej istotna, ale posłuchajcie mojej subiektywnej opinii i możecie się zgodzić lub nie w komentarzach.
1. Prawo drogowe
Od czasu do czasu są robione pogadanki na temat bezpieczeństwa na drodze, nie wiem czy jeszcze jest możliwość robienia karty rowerowej, ale zawsze ten temat był opcjonalny w szkole. Tymczasem mamy XXI wiek, większość ludzi będzie posiadać prawo jazdy w życiu dorosłym, powinniśmy dążyć do tego, żeby uczyć ich od najmłodszych lat przepisów, zasad ruchu, a jeżeli kiedyś budżet na to pozwoli to i samego kierowania pojazdem już w liceum. Trzy tygodnie kursu na prawo jazdy to zdecydowanie za mało czasu, żeby nauczyć się porządnie jeździć i widać to na przykładzie bodajże Finlandii. Jeżeli mnie pamięć nie zawodzi tam kurs trwa 2 lata, ale efekt jest taki że mają jednych z najlepszych kierowców świata. U nas nie da się wprowadzić takiego obowiązku, bo ludzie by się zbuntowali, zresztą całkiem słusznie biorąc pod uwagę, ile by ten kurs wtedy kosztował. Wykorzystajmy więc czas szkolny żeby chodź częściowo wyedukować ludzi w tym temacie.
2. Podatki
Ciężki temat. Większość ludzi których spotykam nie ma pojęcia, jak działa system podatkowy w naszym kraju. Zaznaczam że zdaje sobie sprawę iż nie jest to grupa reprezentatywna, jednak mam nieodparte wrażenie że tak albo jeszcze gorzej jest wszędzie. Rozumiemy podstawy z podstaw. Czasami jak rozmawiam z kimś na ten temat to widzę autentyczne zdziwienie na twarzy, kiedy przytaczam kolejne obostrzenia jakie rząd nałożył nie tylko na przedsiębiorców ale i na nas wszystkich. Co to jest podatek dochodowy, czym się różni VAT o VAT-R, z czego składa się ZUS, jak rozliczyć PIT… Wydaje mi się że to wiedza która przyda nam się trochę bardziej niż przyczyny wojen punickich.
3. Życie codzienne – technika w starym stylu
Kiedyś na technice ponoć uczono rzeczy praktycznych. Za moich czasów już niestety nie. Pismo techniczne i składanie brył z papieru – na zmianę przez trzy lata. Tymczasem czy naprawdę tak trudno jest pokazać jak zamontować prawidłowo gniazdko w domu, jak pomalować ściany, jak używać narzędzi elektrycznych, żeby się nimi nie zabić… Głupota? Może, ale ile razy słyszeliście albo sami powiedzieliście “ta dzisiejsza młodzież to ma dwie lewe ręce” ? No jak ma nie mieć skoro w szkole uczy ich się, jak cierpiał młody Werter, a nikt nie pokaże czym jest uziemienie (no chyba że liczyć schematyczny rysunek w książce podpisanym niezrozumiałą definicją). Praktyka nie teoria.
4. Obozowanie
Lubię bushcraft. Z góry zaznaczę, że nie jestem jakimś maniakiem uważającym, że każdy powinien być jak Jacek Pałkiewicz. Jednak bywają takie sytuacje, że ręce opadają. Kiedyś na wyjeździe widziałem, jak dziewiętnastolatek stanął na baczność i zaczął rąbać drewno wielką siekierą. Kłodę miał położoną oczywiście tuż przed złączonymi nogami… Innym razem wraz z przyjaciółmi obserwowaliśmy z rozbawieniem trzech dorosłych mężczyzn starających się rozpalić przez trzy godziny grilla, na zmianę zalewając go butelką płynnej rozpałki i rzucając zapałkami, które albo gasły od razu albo po szybkim wypaleniu rozpałki. Wniosek? Nie każdy musi być w harcerstwie ale czasy końca podstawówki i liceum to idealny moment żeby nauczyć młodzież jak rozbić obóz, jak przygotować posiłek i przede wszystkim, jak zachować się w lesie żeby nie pozostawić po sobie sterty śmieci. Niby takie oczywiste, a jednak…
5. Prawo w praktyce
Jak zarejestrować samochód? Co trzeba zrobić żeby wynająć/kupić mieszkanie? Jak działa kredyt i na co trzeba zwrócić uwagę, żeby się nie wpakować na minę? Jak spisać umowę kupna/sprzedaży? Każdy z nas z tym się zetknie, szkoda tylko, że musimy zawsze uczyć się i płacić za własne błędy.
6. Prawdziwe PO
Wiele osób mówi o dostępie do broni palnej. Jestem jej przeciwnikiem, chociaż sam regularnie staram się chodzić na strzelnicę i uważam to za świetny sport. Dlaczego? Bo ludzie nie mają pojęcia jak obchodzić się z bronią. Z czasów mojego PO pamiętam zakuwanie rodzajów gazów bojowych i uprawnień oraz zasięgów działania wojsk różnego rodzaju. Oczywiście pamiętam zakuwanie, bo z samych wiadomości nie zostało mi nic w głowie. Raz strzelałem z karabinku sportowego w tamtych czasach na zawodach wojskowych, na które wysłano trzy osoby z prawie 30 osobowej klasy. Pamiętam też za młodszych lat strzelanie z wiatrówek z kolegami. To że nikt nie stracił oka to istny cud. Dlaczego? Bo zamiast nauczyć nas tego w szkole to podpatrywaliśmy pozycje strzeleckie na filmach akcji, więc możecie sobie wyobrazić tę żenującą sytuację. Jeszcze raz podkreślam, nie jestem zwolennikiem pełnego dostępu do broni, ale skoro zmierzamy w tym kierunku to najpierw nauczmy ludzi, jak się z nią obchodzić, bo bez wiedzy to i głupią wiatrówką możemy komuś albo sobie zrobić krzywdę. Dyskusyjne zajęcia, ale warte rozważenia.
7. Biznes
Każdy pisał biznesplan, chociaż raz w liceum na Podstawach Przedsiębiorczości. Z reguły skrócony, błędny i na odwal. Czasami, co bardziej ambitny nauczyciel zrobił jakąś symulacje biznesu, ale z reguły na wyssanych z palca danych, które trzeba było wpisywać w niekończące się tabelki, tak żeby udowodnić, że nasz biznes przynosi krocie. Więc jakim cudem wszyscy w Polsce nie są milionerami z własną super rentowną firmą? Bo biznes to nie tylko tabelki. Trzeba by zacząć od podstaw czyli rejestracji firmy, programów pomocowych, wniosków unijnych. Potem wyjaśnić czym jest marketing, jak ma się w odniesieniu do nowoczesnych narzędzi, jakie są formy prawne, obowiązki i przywileje, jak występować publicznie, prezentować i wyjaśniać swoje koncepcje. Dalej poćwiczyć negocjacje z klientami, techniki sprzedażowe, analizę ryzyka inwestycyjnego. W końcu doszli byśmy do zatrudniania ludzi, odpowiedzialności za swoich pracowników i przed naszymi klientami i zakończyli na pojęciu zrównoważony rozwój. Wtedy nie byłoby na rynku “Januszy biznesu”, młodzi ludzie kurczowo nie trzymaliby się etatów i wszystkim wyszłoby to na dobre. Jednak na to potrzeba trochę więcej niż trzy zajęcia po 45 minut.
I tutaj zrobię podsumowanie. Niemal każdy z tych tematów jest poruszany w procesie edukacji. Szkoda jednak że jest to “ciekawy dodatek” a nie podstawa edukacyjna rozłożona na lata. Uczymy młodych ludzi teoretycznych bzdur i historii antycznych bogów, a nie tłumaczymy tego co im będzie w życiu potrzebne. Proszę nie krytykujcie mnie bezrefleksyjnie na zasadzie “czubek chce dać licealistom broń i wyrzucić z programu nauczania literaturę i sztukę”. Nie to jest sensem tego artykułu. Po prostu straciliśmy równowagę pomiędzy praktycznymi i faktycznie przydatnymi rzeczami, a teorią, historią i szeroko rozumianą sztuką. Nie chcę pozbawiać młodzieży przyjemności obcowania z literaturą i historią ale czy naprawdę każdy drobny szczegół, każda data, każda bitwa, każdy światopogląd są niezbędne do nauczenia się? Mam wrażenie że wręcz przeciwnie. Wciskając młodzieży do głowy wszystko co się da, tak naprawdę zniechęcajmy ich do nauki. Niemal nikt nie czyta wszystkich lektur, nikt kto się w dorosłym życiu nie interesuje tematem nie będzie pamiętał wzoru chemicznego mydła, rodzajów erozji, budowy pantofelka, wierszy z okresu romantyzmu, czy przyczyn upadku Kartaginy. Bo i po co ? Trochę mniej teorii, dużo więcej praktyki i życiowych spraw. Tak moim zdaniem powinna wyglądać edukacja 3.0. A Wy, macie jakiś pomysł na nietypowe zajęcia, których nie wymieniłem?